Festiwal zakończony z hukiem, acz bez kontrowersji (może prócz Walsera Zbigniewa Libery). Do obozowiska wracam z zespołem suchego oka i wodą w kolanach. Nie licząc kinowych odleżyn, tiku powieki i ogólnego wycieńczenia organizmu, czuję się bajecznie. Horyzonty poszerzone, ponownie. Wrocławskie święto
